Walking around in Warsaw
10/11/2014
Najpierw był wielki entuzjazm. Bo to stolica, bo tempo życia takie jak lubię. Bo blisko kultury. I wreszcie: bo dużo nowych możliwości. Przeprowadzka miała być spełnieniem marzeń, początkiem życiowych zmian. Przekonana, że odnajdę tutaj siebie, z uśmiechem na ustach wsiadłam do pociągu z walizką wypchaną po brzegi. I tak się zaczęła moja dorosła przygoda...
Granica między miłością a nienawiścią okazała się tak cienka jak nigdy dotąd. W jednej chwili. Z miasta, które urzekało mnie przy okazji każdych odwiedzin, Warszawa stała się nie do zniesienia. A wszystko przez Zachodni i błędny rozkład jazdy. Ale zaraz, nie o moich męczarniach z walizką miała być tutaj mowa.
W rodzinnym mieście zostawiłam dom, rodzinę i miejsca, z którymi wiąże się wiele wspomnień. Prawie dwadzieścia lat życia. Zdecydowana na nowe wyzwanie i kolejne lata w mieście odbudowanym na zgliszczach. Lat minimum dziesięć, taki był plan. Jednak już pierwszego dnia opadłam z sił i siadając na łóżku zadawałam sobie tylko jedno pytanie: 'Co ja tutaj robię?!'.
Zaczęłam jednak żyć. Spacery po mieście. Codzienne podróże. Metro, tramwaj, autobus. Wszędzie tłumy o 7:30. I zakamarki miasta. Place Konstytucji, Zbawiciela, Trzech Krzyży. Powoli zaczęłam odnajdywać tutaj siebie. Ale nie w pasach na ulicy, wielkich przeszklonych potworach i godzinnych korkach zakochałam się kilka lat temu.
Spokój ducha odzyskałam dzięki ludziom. Przede wszystkim dzięki tym, których spotkałam w ostatni weekend wakacji. Nie oceniają powierzchownie, nie uprzedzają się do kogoś tylko dlatego, że wygląda jak wygląda. Są życzliwi, otwarci i dają się poznać. Właśnie takich osób i takiej atmosfery brakowało mi 'u siebie'. Tutaj byłam kimś, o kim jeszcze nie słyszeli żadnych plotek, mogłam w końcu być sobą.
Zapomniałabym! Z tego miejsca pozdrawiam serdecznie upitego pana, który w nocnym spytał najpierw, czy miejsce obok jest wolne, a wysiadając grzecznie się pożegnał. Chociaż odwrócona do niego plecami, podziwiałam widoki zza szyby, zajęta byłam muzyką płynącą z słuchawek, poinformował że wysiada. Fajne uczucie.
Pokochałam Warszawę za nowych ludzi, za pana z autobusu i za ochroniarzy mówiących 'dzień dobry' przy wejściu do niemalże każdej sieciówki. Bo miasto tworzą przede wszystkim ludzie. Miejsca, budynki, parki, teatry i metro to sprawy drugorzędne.
fot. tokyoform.com/tumblr
2 komentarze
Mieszkać w Warszawie - to musi być niesamowita przygoda! Mi jakoś nie spieszy się do tego, aby się wyprowadzić. Niedawno wykończyłam swoje M, a więc myślę, że spędzę w nim jeszcze kilka dobrych lat. W stolicy byłam raz i myślę, że mi to wystarcza. Miasto jak miasto; wszędzie pełno ludzi, turystów, nowoczesna architektura, różne typy osobowości. Nie wiem, czy do końca zdecydowałabym się na przeprowadzkę aż tam. W dodatku od Warszawy dzielą mnie setki kilometrów. Wolę mieszkanie na uboczu, w ciszy, blisko natury. Nie odnalazłabym się w tłumie i hałasie, który, nie oszukujmy się, w Warszawie jest codziennością. Co było powodem takiej decyzji? Impuls? Może poszukiwanie pracy? Szkoła? :)
OdpowiedzUsuńPokochać Warszawę od pierwszego wejrzenia? Myślę, że to mało prawdopodobne. Najpierw trzeba ją trochę poznać, spędzić więcej niż jeden dzień, poczuć klimat. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Co mnie skłoniło do przeprowadzki? Przede wszystkim większe poczucie anonimowości, nowe perspektywy. Prędzej czy później bym się tutaj znalazła, ale dzięki studiom nastało to jednak trochę wcześniej. Przychodzą jednak takie chwile kiedy trzeba wyjechać gdzieś na ubocze i w ciszy, blisko natury i z dala od tłumów spędzić kilka chwil i, kolokwialnie mówiąc, naładować baterie :)
Usuń