Symbioza
5/13/2015
Z pisaniem jest tak, że ma się milion pomysłów na minutę, ale kiedy już ruszy się cztery litery, sięgnie po laptopa i zaangażuje palce do walenia w klawiaturę, wena umyka już po kilku zdaniach i złośliwie nie chce wrócić. A kiedy dochodzi do tego jeszcze stawianie sobie wysokiej poprzeczki i chęć napisania czegoś, z czego będziemy naprawdę dumni, to bum - nastaje jedna wielka katastrofa. I ja właśnie ostatnio przeżyłam taką moją osobistą katastrofę. Z nadzieją, że po dość długiej przerwie uda się sklecić coś na poziomie, siadam w szlafroku przy biurku i stukam bez opamiętania. Wena chce emocje, spróbuję o emocjach. Najwyżej pozostaną na etapie "zapisz w wersjach roboczych".
Kiedy myślę emocje, na czele skojarzeń pojawiają się uczucia. Jak dla mnie, idealny przykład pojęciowej symbiozy (nie zaryzykuję jednak wskazania wyłącznie na mutualizm). Jest relacja, jest jakieś uczucie. Niekoniecznie miłość, przyjaźń też potrafi przecież wzbudzić sporo emocji. Chciałoby się, by wzbudzała jak najwięcej tych pozytywnych. Różnie jednak w życiu bywa, spory i waśnie są nieuniknione. I tu pojawia się miejsce na wyrażenie dać ponieść się emocjom. Bo ile razy, zamiast trzymać język za zębami, zatrzymać się, ochłonąć i obiektywnie spojrzeć na sytuację, wypowiadamy słowa jedno po drugim, krzycząc a nie mówiąc? I ilu takich sytuacji potem żałujemy...
Myślę sobie, że jest jeden powód takiego obrotu sprawy. Nam po prostu za bardzo zależy. Na relacji, na tej drugiej osobie. Na uczuciu, które nas z kimś łączy. Często ukrywamy w sobie jakieś istotne zdarzenia czy przypuszczenia i wydaje nam się, że dzięki temu nie popsujemy tego jak jest, bo jest dobrze. I niech tak zostanie jak najdłużej. A tu psikus! W takich sytuacjach psuje się jeszcze bardziej. Wszelkie niedopowiedzenia i tajemnice krążą nam po cichu w głowie i dają o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Jest akcja, jest reakcja. Uruchamia się cały jakże skomplikowany mechanizm, przypomina nam się to, co gdzieś tam w głębi duszy próbujemy stłamsić i w konsekwencji uderzamy ze zdwojoną siłą. Krótko mówiąc, chcemy dobrze, a wychodzi jak zawsze.
Kiedy dajemy się ponieść emocjom, tracimy kontrolę nad słowem i czynem. Zagmatwanie czy ukrywanie czegoś, co nie daje nam spokoju, to najprostsza recepta na to, jak skomplikować sobie życie i skutecznie zdewastować nasze relacje. Smutna prawda jest taka, że nie unikniemy sytuacji, w których nagle nie chcemy czegoś ujawnić. I choć na co dzień wierni jesteśmy zasadzie szczerość zawsze i wszędzie, zamilkniemy i stwierdzimy trudno, najwyżej kiedyś wybuchnie.
I po jakimś czasie wybuchnie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wybucha.
fot. kaboompics
0 komentarze